Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedział, że Witoldowi nie sprzyjali lub urazę mieli do niego. Donoszono w. księciu, że konszachty jakieś miał z bojarami, po nocach ich sprowadzając do siebie.
Witold mówił o tem Jagielle, król bronił brata.
— Pijanica! — mówił — i po wszystkiem!
Korzystając zaś z tego pobytu przedłużonego, Jagiełło chciał się koniecznie zbliżyć, przejednać, zyskać go sobie. Świdrygiełło siedział, ale tak szydził z Jagiełły jak zawsze. Co dzień znajdował tu liczniejszych towarzyszów i przyjaciół. Co postrachem i grozą odepchnął od siebie Witold, cisnęło się do niego.
Na zamku podpiwszy, pod noc szedł zaproszony lub własnowolnie do bogatszych bojarów, do kupców ruskich, nawet do prostych mieszczan, i tam całe noce na krzykliwem biesiadowaniu spędzał.
Rzadko kiedy bez rozlewu krwi i bójki się obeszło, bo po trzeźwemu, gdy się uniósł, bił i policzkował łatwo, a pijany byle co, za nóż chwytał. Ale i drudzy byli nielepsi. Wytrzeźwiwszy się, pamiętano tylko, że kniaź był ochoczy i wesół.
Jagiełło, dla wszystkich słaby, dla brata tego był do zbytku czułym i pobłażającym. Świdrygiełło obchodził się z nim zuchwale i dziko.
Jeździli czasem razem na łowy, z których