Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyprowadzono chłopców, wyszła królewna, wejrzeniem nienawistnem zmierzywszy macochę.
Do wieczerzy nie zasiadł nikt, oprócz Sonki i króla. Mowa była o łowach, podróży, potem o Witoldzie, na którego król się uskarżał i królu rzymskim, który zdradził Jagiełłę, przerzuciwszy się całkiem na stronę litewskiego księcia.
Królowa więcej słuchała, niż mówiła... Coraz bardziej ośmielający się Jagiełło, nie mogąc doczekać rozprawy, którą rad był przebyć, sam ją zagaił, okazując żal wielki, iż się dał Witoldowi uwieść i prosząc, aby mu teraz królowa zapomniała uraz, a dawną swą miłość przywróciła...
Z chłodną krwią skłoniła się Sonka przed mężem, a gdy poczęła mówić, ani łez, ani gniewu w głosie jej czuć nie było.
— Nie mam — rzekła — urazy żadnej, żal mój przeszedł, Witoldowi tylko przebaczyć nie mogę, bo on był sprawcą wszystkiego...
Poczem oświadczyła się z wdzięcznością i posłuszeństwem dla króla, lecz Jagiełło uczuć mógł, iż chłodny mur jakiś stał między niemi.
Królowa wprędce wyszła, a od ochmistrza swojego dowiedział się Jagiełło, że wbrew dawnemu obyczajowi, wedle którego izby obojga królestwa, gdy na zamku się znajdowali, wspólne były, królowa pozostała w swoich komnatach i oświadczyła, że przenosić się nie będzie.