Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Matka królów tom II 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy dano znać o przybyciu Jagiełły, królowa wdziała te szaty ciemne, do których teraz była nawykła, jak przy żałobie, wszelkich się wyrzekając klejnotów, i z wielką powagą, bez łzy, prawie bez widocznego wzruszenia wyszła naprzeciw pana do przedsieni.
Jagiełło przybywał z trwogą, cale co innego przewidując, nie to co go spotkać miało... Blady, drżący, uskarżając się na znużenie, wszedł do komnat z królową razem i wydał się jej przez tych kilkanaście miesięcy nad miarę postarzałym jeszcze.
Przed nim stał starszy synaczek, a na ręku piastunki młodszy do kolan mu się schylał.
Królowa przemówiła tylko prostemi kilką słowy, aby na dzieci łaskaw był. Tuż obok niej musiała też dorosła już kilkunastoletnia Jadwiga przyjść ojca powitać.
Cała ta rodzina, dawno niewidziana, jakiemś uczuciem przejęła starca. Począł ściskać Władka naprzód, Kaźmirza małego potem, a na ostatku Jadwigę, którą znalazł wyrosłą znacznie, ale bladą i mizerną.
Sonka stała z boku, dla siebie ani żądając nic, ani starając się zwrócić jego uwagę. Z obawą niekiedy król rzucał na nią wzrokiem nieśmiałym, i natychmiast czemś się zajmował innem, aby odroczyć rozmowę, której się lękał... Zdawała się ona nieuniknioną.