Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 236.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jużciż choćby w lektyce nieść przyszło, ojciec będziesz na mojem weselu...
Chorąży się aż cofnął.
— Jezu miły! Wesele ci już w głowie! Wesele! małoś pierwsze opłakał? Ano mi zaraz powiesz: trzeba matki dziecku! Parobczak gdy się chce żenić, nigdy dla czego innego, tylko że mu niema komu bielizny uprać, a wdowiec nie dla siebie ino dla małych dzieci! Co ci to w głowie?
— Ale ojcze kochany...
— Pewnieś jakiego szurgota napytał z fraucymeru panny Laury, bo to ty — ja cię znam, umizgus jesteś...
Honory pocałował go w rękę znowu.
— Mój drogi ojcze, żenię się z Laurą.
— Hę? to nie może być! złożywszy ręce krzyknął stary. A chyba że tak to co innego. Na prawdę?
— Nie kłamałbym w rzeczy tak poważnej.
— Spodziewam się... a zkądże to znowu przyszło? rzekł jakby do siebie. Prawda, żeście się to znali dawniej i podobali sobie... prawda... Jednak myślałem, że Laura większych splendorów szukać sobie będzie.
Chorąży pociągnął do pokoju syna, aby mu opowiadał, i milczący już rozważał tylko, cieszył się i popłakiwał.
Laura napisała do wojewody, prosząc go o błogosławieństwo, a jeśliby to być mogło, zapraszając jego, Jadwisię i kuzynów na wesele, które pierwszych dni sierpnia odbyć się miało. Zaprosiny te tylko wojewoda z córką przyjął, gdyż syn i reszta rodziny rozproszoną była i różnemi pilnemi sprawami zajęta.
Pierwszy tedy raz może od założenia Borowiec tak liczny zastęp gości znalazł się w ich murach. Chorą-