Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 228.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu zamkowi było trudne, tak ogień wielkie poczynił zniszczenia w podziemiach...
W tej smutnej wieczornej przechadzce towarzyszyli Laurze wszyscy dawni słudzy, rozpierzchli w ostatnich chwilach, uradowani powrotem swej panienki, cisnąwszy się, by ją zobaczyć, przywitać... choć słówko przemówić do niej. Przybył i stary Aron, któremu się na łzy też zbierało...
— Nie smućcie sobie serca, odezwał się do Laury, a podziękujcie Bogu, że wam choć na gruzy powrócić dozwolił... Będziemy budowali i naprawiali co zniszczone. Dla ludzi zarobek, dla was będzie zajęcie... a Bóg da, że się wszystko naprawi. Co dziś łzy pomogą?..
Już wychodzącym z zamku ksiądz Żagiel zastąpił drogę, witając nową dziedziczkę. Chmurno i on poglądał na to co się stało, a może i na przyszłość.
— Nie ma na świecie nic wiecznego, rzekł, upaść musiał i wasz dom, a podnieście go tylko w imię Boże, pamiętając razem i o tym przybytku jego, który waszej pomocy wygląda...
Wskazał na swój kościołek. — Mój ojcze, odpowiedziała Laura, będziemy razem pracowali nad obiema ruinami... Pomówiwszy z panią Surynową, kanonik zaprosił na probostwo wszystkich. Tu rozmowa toczyła się trochę o przeszłości, trochę o tem co najpilniejszem było do wykonania; wszyscy poszli razem do przygotowanej gospody. Rozpoczęło się tedy życie dla Laury nowe, czynne i niedające jej poczuć smutku jaki tu panował, bo zapełnione ciągłą pracą, stanowiącą razem rozrywkę. Tyszko wziął się do interesów