Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 212.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja muszę! a gdzież! po gospodach będę się tułała? po nocy mam uciekać? Nie pójdę...
Jakby namyślając się Dobkowa stanęła... Czekaj tu na mnie, ja zaraz powrócę.
Na te słowa Lassy się zerwała i pochwyciła ją za suknię.
— Ani kroku! rzekła, nie puszczę!
— Ja mam gości! ja muszę wyjść!
— Nie pójdziesz... sama tu nie zostanę.
W tej chwili rotmistrza głowa ukazała się we drzwiach, Lassy się zmieszała nieco, a Dobkowa skorzystała z tego, by się wymknąć i drzwi za sobą zatrzasnąć...
— Rotmistrzu! zawołała starościna jakby obłąkana... chciałeś mojej ręki, odmówiłam ci, będę twoją... a uwolnji mnie od tego — djabła. Tu jest Lassy! Lassy, która struła Dobka... chce mnie zgubić, chce mnie odrzeć... chce mnie obwinić... ja o niczem nie wiedziałam! jam niewinna! Rotmistrzu! ratuj! zlituj się!
Poręba stanął jak wryty... Ale cóż ja z nią zrobię! Chyba łajdaczkę uduszę; A to śliczna historja... Czegoż ona chce?
— Pieniędzy! nieustannie pieniędzy!
— Jakto? już jej dawałaś?
— Przez litość.
Rotmistrz zamyślił się mocno, parę razy za klamkę pochwycił i powstrzymał się. Ile ona chce? spytał.
— Ja nie wiem...
— No, to ja się z nią rozmówię, rzekł Poręba, i znowu za klamkę ujął i — wstrzymał się, zadumał, głowę spuściwszy...
— Was dwie... mruknął, a tu jeszcze i mnie trze-