Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i o zamek a połączone z nim osoby obił także, trudno było myśleć o podjęciu jakiejkolwiek sprawy. Wojewoda, choć miał na pamięci Laurę, nie pojechał tak rychło do króla. Wiedział, że i tam zimnąby go twarzą przyjęto, bo dla Tepera litość miano. Posłał tylko po Honorego i powiedział mu dla czego nie pojedzie aż za dni kilka, żądając cierpliwości.
Pan jenerał Sapora, który z innemi kilka tysięcy dukatów u Teperów stracił, wściekły był szczególniej na przyśpieszoną katastrofę, bo pieniądze te miał za tydzień przyrzeczone i byłby je wyrwał. Wpadł do pani Dobkowej, u której już po kilkakroć się zapożyczał, lamentując i prosząc, aby go poratowała. Wdowie jakoś się naprzykrzyło bez widoku żadnego na przyszłość, dać się powoli obdzierać...
— Wiesz co, generale, rzekła, pieniędzy jeszcze trochę mam, ale gdy mi ich zabraknie, ani ty, ani nikt dla mnie nic nie zechce zrobić, przyśpiesz wyrobienie mi administracji czy co tam sobie chcesz bylem Borowce miała, a zapłacę. Inaczej, grosza nie dam.
— A ja bez grosza na kredyt interesu nie zrobię.
Stanęli tedy naprzeciw siebie z temi dwoma ultimatami milczący, mierząc swe siły, kto tu się przy swojem utrzyma.
Generał włożył ręce w kieszenie, stanął w postawie kolossu rodyjskiego i milczał. Wdowa rumieńcem tylko zdradzała gniew, który ją zaczynał opanowywać. Odezwanie się jednej ze stron wojujących miało być znakiem ustępstw do jakich była skłonną. Oboje też milczeli długo.
— No cóż będzie? przerwała w końcu Dobkowa.
— Bez pieniędzy — nic. I to cośmy dali przepadło,