Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zety, mówił sapiąc otyły jegomość. A gdzież sam ten baron Teper?
— Pan baron rzadko tu bywa.
— Nie raczy? hm... Wszystko jedno, a waćpan płacisz co komu należy? zapytał.
— Wypłacam, jeśli termin...
— Dawno minął... patrzajno acan, oto wasza karta... przeczytaj (to mówiąc wyciągnął z za kontusza fascykuł papierów, dobył z niego kartę i podsunął ją elegantowi). Pięć tysięcy czerwonych złotych z procentem...
Niezmiernie długo rozczytywał się, przewracał na wszystkie strony ową kartę Mr. Louis, patrzał na nią, namyślał się, i rzekł w końcu:
— Termin w istocie minął, hm! ale pan wojewoda pozwoli uczynić uwagę, iż nieodebrane na terminie pieniądze... zwykliśmy uważać za przedłużone na rok następujący i, do tego się regulujemy... Więc te pięć tysięcy zapisane są u nas jako płatne na przyszły Ś-ty Jerzy.
— A u mnie są zapisane jako płatne dzisiaj, rozumiesz mnie asindziej? hę? pretenduję, żeby mi były wypłacone, stantepede.
— To nie może być, panie wojewodo!
— Musi być, kochanku... inaczej powiem na rynku, że Teper i Szulc są bankruty, i oddam tem prawdziwą przysługę łatwowiernym, coby jeszcze gotowi wam pieniądze nosić.
Elegant pobladł straszliwie.
— Potrzebuję się odnieść do pana Tepera, rzekł cicho.