Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 178.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z kapeluszem na głowie. Był to Szulc, zięć Tepera i wspólnik.
— A! dobrze, żem waćpana zastał, zawołał: tysiąc dukatów! trzeba mi zaraz tysiąc dukatów, tylko prędko!
Biuralista stał zmięszany z początku, potem nagle dobył zegarka i wskazał godzinę.
— Kassa zamknięta.
— Ba! dla mnie...
— Kassjera nie ma.
— A! coż znowu! krzyknął Szulc; jakiż u was porządek, proszę cię?
Elegant zamilczał.
— Więc, bardzo dobrze, dodał Szulc z wyraźnem nieukontentowaniem: to mi je proszę przysłać po południu.
Popatrzali na siebie, komisant ruszył ramionami.
— Dla czego mi nie odpowiadasz? zapytał Szulc.
— Cóż panu powiem? rzekł biuralista: w tej chwili są ogromne wypłaty, od których kredyt domu zależy. Z zagranicy chybiły nam wpływy; bank holenderski, który wczoraj miał nadesłać, milczy; tymczasem nas tu napierają. Niepodobieństwo...
— Ale, mój panie, tysiąc dukatów dla Tepera i Szulca! ha! ha!
— Są chwile... odezwał się elegant.
Mais cela n’a pas le sens commun! Tout le monde puise à la caisse, a gdy ja przychodzę z taką fraszką...
— Być może, iż jutro rano...
— A ja potrzebuje dziś! podchwycił Szulc.
Komisant zmilczał.
— Gdzież jest le Chevalier Teper?