Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dodał po cichu elegant, iż już pono całych trzechkroć nie oddadzą... Chcą dobra kupować.
— Należało im to odradzić.
— Z tem poszedł właśnie.
— Ale kiedyż się to rozwiąże?
— Myślę, że dziś jeszcze... Tak znacznych summ w domu trzymać nie chcą...
— Bardzo słusznie! Teper zatarł ręce. Pracuj waćpan nad tem... wszystko zależy od tego kroku... zaufanie powróci, nous payerons à bureaux ouverts przez parę dni, potem nam pieniądze nosić będą więcej niż potrzeba.
To mówiąc, Teper wbiegł już do drugiego i trzeciego potem pokoju, kłaniając się z lekka swym biuralistom: dobył zegarka... spojrzał na listy przygotowane dla niego, zabrał je do kieszeni, zawrócił się, przeszedł śpiesznie wszystkie pokoje nazad... pożegnał eleganta i skoczywszy do powozu odjechał.
Zaledwie powóz odszedł od zamku, gdy już drugi się zatoczył... Był on równie wytworny jak pierwszy, a tem się różnił od niego, iż młody człowiek w nim siedzący sam powoził. Oddawszy cugle mastalerzowi wyskoczył i wpadł do biura, witając eleganta wesołym uśmiechem.
Poklepał go po ramieniu, odprowadził do okna, poszeptał coś do ucha i dokończył głośno. Tylko prędko.
— Niepodobieństwo! zawołał elegant.
— Ale proszęż cię? taka bagatela?
— Tak, istotnie, bagatela, lecz dziś właśnie mamy ich tyle...
— A dla mnie? mój drogi! Ojciec tu był przed chwilą?