Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 158.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jemną straż, aby się ruszyć w nocy nie mógł, a na wypadek wszelki miano go zakneblować i związać, gdyby próg przestąpił.
Trzech ludzi zeszło do lochu z Eliaszem, który kryjówkę odemknął i przy sobie kufry ładować kazał. Wybrano największe i najmocniejsze, i cały ów skarb, który wszystkich skrzyń nie wypełniał i nadebrany też był w ostatnich czasach, we trzech się pomieścił. Te natychmiast pod strażą Arona do stojącej w gospodzie bryki zaniesiono. Ludzie obficie wynagrodzeni, poprzysięgli najuroczyściej milczenie. Gdy kryjówka była pusta, Eliasz odesławszy Arona, aby do podróży konie i wóz opatrzył, sam z dwoma ludźmi splondrował pokoje Laury, i pozabierał z nich, co sądził, że jej miłe być mogło... Naostatek zstąpili jeszcze do lochów, i tam dobrą godzinę zabawili... Wyszedłszy z nich Eliasz okopcony, znużony — ucałował swych towarzyszów płacząc, i pośpieszył do bryki, wyładowanej sprzętem i kuframi tak, że za kupiecką uchodzić mogła. Dla większego bezpieczeństwa, jechał z nim Aron i dwóch z Borowiec starych dworaków.
Nadedniem pośpieszając jak było można, aby nocą się jeszcze w lasy dostać... przy znajomości drogi i miejsc, z ostrożnościami wielu, dobili się do niwy, na której odpocząć mogli.
Szarzało właśnie, ale od strony Borowiec na niebie wypogodzonem podniósł się najprzód słup dymu ogromny, a w chwilę potem łuna oświeciła widnokrąg. Słaba w początku, zwiększała się, rosła, rozszerzała i zajęła całą tę stronę nieba, gorejąc tak silnie, iż poranku światło długo gasiła...
Gdy słońce weszło, czerwoność ta zamieniła się w bu-