Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jestem, że gdybym z niego inaczej chciał korzystać, niż dla sceny, jejbym, sobie zaszkodził, a nikomu nie dopomógł. Jestem człowiekiem małym, muszę być ostrożny, bo losy sceny od mojego postępowania zawisły.
— Masz pan słuszność, odezwała się Laura, dla was scena jest matką, jej winniście całe życie wasze... ale, na Boga! nie macież człowieka, nie znacie człowieka, z charakterem, sumieniem, któregobyście mi nastręczyć mogli?
Słuchający westchnął głęboko.
— Człowiekabym znalazł może, odpowiedział; ale cóż charakterem i sumieniem się dziś robi? Ci ludzie, co je mają, tulą się po kątach, jak wśród gradobicia, aby się cali zachowali... a z życiem uszli. Spójrz pani, albo raczej nie patrz do koła, byś sobie oczu nie skalała... Dziś po świecie intryga, zręczność, wymowa, szalbierstwo... talenta nawet coś znaczą, charaktery i sumienia, nic nie mogą i nic nie ważą.
Na smutne lica Laury spojrzawszy Bogusławski umilkł; patrzała w ziemię, zatopiona w myślach gorzkich...
— Człowieka pani potrzebujesz dodał, dam jej męża zacności i prawości nieposzlakowanej, lecz cóż po tem? ten człowiek jak ja czuje i widzi, że czas to nie na uczciwych ludzi — tylko na intrygantów... Dam wam człowieka, lecz po to chyba, ażeby dopomógł narzekać i boleć...
— Bądź co bądź — dajcie mi go. Ja nie znam świata, mówiła Laura — dla mnie on nowy, ojciec mój spędził życie na pustyni. Oboje przychodzimy tu bezbron-