Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spełnić; publiczność ciekawością pędzona tylko, raz zalegała wszystkie miejsca, tak, że się docisnąć nie było podobna, potem zbiegała cała i zostawiała je pustemi. Ówczesne życie stolicy nie sprzyjało też teatrowi. Przyjmowano nieustannie i zapraszano do domów pańskich, wieczory były codzienne, bale, maskarady, pikniki, obiady i śniadania często po dwadzieścia cztery godziny trwające. Historyczne jest to jedno, na które posłów sejmowych, mających stanąć w opozycji przeciwko uchwalanemu prawu, zaproszono i przyjmowano tak serdecznie, iż o sessji zapomnieli, a projekt został prawie jednomyślnie przyjęty. Gdzie tyle zabaw było, teatr pociągał ciekawością, tylko chwilami, gdy okolicznościowe sztuki grano, lub króla na nim zobaczyć miano nadzieję. Nie był więc wcale świetny byt sceny, a Bogusławski więcej jeszcze miał trosk niż dostatków.
Laura, która się z nim widzieć pragnęła, musiała oń dopytywać i szukać, a znalazła go w samym starym gmachu teatralnym, który właśnie restaurować się zabierano... Parę pokoików zarzuconych książkami i garderobą teatralną, stanowiło jego mieszkanie, w którem artystów tylko i poufałych znajomych przyjmował. W trzecim skryptor przylepiony do stolika na gwałt przepisywał role...
Gdy Laura w swej czarnej sukni ukazała mu się w progu, Bogusławski załamał ręcę i krzyknął z radości, rzucając się ku niej...
Uśmiechnęła mu się smutnie.
— Jacyż bogowie nam tu was zsyłają? zawołał z uniesieniem.
— Nie bogowie, szanowny panie, odezwała się Lau-