Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie generale!
Odwrócił się Sapora, i zobaczywszy nieznajomego, wnet do gry oczyma poszedł nazad.
— Panie generale, przychodzę w pilnym interesie.
— Idź do djabła! zawołał generał.
— Przysyła mnie pani starościna Dobkowa...
— Choćby cię królowa tu przysłała... to ci powiem jeszcze raz: idź do djabła!
Przepiórka wyczekał chwilę.
— Panie generale!
— Jeszcześ ty tu?
— Ja nie mogę odejść z niczem...
— Mówię ci: idź z djabłem... a nie przeszkadzaj mi:
Znowu była chwila milczenia.
— Panie generale...
— Łeb ci rozbiję!
— Twardy, panie generale...
— Czegóż chcesz? koźle uparty! czego chcesz?
— Pani starościna na gwałt potrzebuje się z panem widzieć.
— O tej godzinie?
— O którejkolwiekbądź.
Cóz się stało?
— Nic, tylkośmy się dowiedzieli, że pan Dobek tu jest w Warszawie.
Sapora odwrócił głowę... a wtem karta jego przegrała, i generał, przypisując to niepowodzenie natręctwu Przepiórki, schwyciwszy talię, cisnął mu ją w oczy. Zręczny chłopak cios ten potrafił odbić rękami, po których się posypały karty, ale nie ustąpił.
— Jeśli nie chcesz, żebym ci lichtarzem głowę rozbił, ruszaj pókiś cały, i powiedz twojej pani, żeby cię