Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

baw się odbywały... Najzawikłańsze przy kieliszku, lżejsze na balikach, mniej znaczące ze śniadaniami. Sapora nigdy się siłą nie chwalił, prymu nie brał, wysoko nie siadał... Skromny był, a rzeczywista siła starczyła mu za jej okazy.
Kapitanem jeszcze będąc, Sapora się kochał w Sabinie na zabój, lecz żenić się oczewiście nie mógł, bo ożenienie dla niego było instrumentem do krescytywy, więc z tem poczekać musiał, pókiby na wyższe nie zaszedł szczeble... Sabina miała doń słabość; okrutne losy ich rozdzieliły. On wówczas był już dobrze dojrzały, ona w pączku; teraz on zaczynał szpakowacieć ona rozkwitała. Spotkanie musiało być czułe.
Na tych dwu największe pani starościna, nowo kreowana, pokładała nadzieje, jeden przez rodzinę (choć ta go nie lubiła i wyśmiewała się z niego trochę), był potężnym, drugi sam przez się, mając przystęp do najwyższych progów... Pokazać się przed nimi tak, aby ich oczarować — to było zadanie... Do ks. Andrzeja musiała jechać jako dawna znajoma, z prośbą o protekcję; generała Saporę mogła zaprosić biletem, bo ten nie lubił i nie wymagał ceremonji. Pierwsze dni wszaki że zajęło urządzenie domu... Srebra Dobkowskie bardzo poważnie przyozdabiały kredensa, innych rzeczy starać się i kupować je przyszło. Rotmistrz latał, pił, szachrował i służył niegodziwie, ale zamaszysto, w dodatku łając, gdy sam był godzien wystrofowania. Służba też zbierana drużyna, co miała wyglądać pańsko, podobna była do liberji przy jarmarcznej budzie. Sabina nigdy zbyt wytwornego smaku nie miała, starczyły jej szychy, galony i co się świeciło a błyszczało... Zadowoliła się więc tem, co pochwycić mogła —