Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwa nie było, znaleźliby zbrodnię; gdyby tej stworzyć nie mogli, zmyśliliby potwarz jaką najdzikszą...
— Więc nie ma ratunku? spytał Dobek.
— Nie mówię, żeby próbować nie było można — i nie ręczę, byśmy uczynić co potrafili, kończył regent. Czasy są w których dano złemu zwyciężać aż do kresu jego, aby się wylało na twarz ludzkości i zeszpeciło ją poczwarnie; dopiero przyjdzie opamiętanie. Chrystus cierpi z nami, czemużbyśmy z nim cierpieć nie chcieli?
I westchnęli znowu obaj.
— Otrząsnąć chyba pył z nóg i uchodzić — począł Dobek; — lecz się narodziło, żyło, zestarzało, przyrosło, i chciałoby prochy złożyć obok rodzicielskich.
— I groby zbeszczeszczone być muszą! dodał jakoby w myśleniu regent. Ale nie bierzcie mych wyrazów do serca — któż wie? może bronią odeprzeć potrafimy ich własną? Macie czem kupić ich sumienia? zapłacić łaski?
— Udało mi się, szepnął — Dobek — zaopatrzyć w chwili ostatniej... Żeby odzyskać Borowce, moje gniazdo, ofiar nie poskąpię.
— Tak — to dobrze rzekł regent; — teraz tylko najgorszego wyszukać trzeba, żeby do uczynienia sprawiedliwości domagał... bo dobrzy tu nic nie mogą — znajdę...
— Zważcie — zbliżając się do ucha bratu szepnął Salomon: żem ja tu nie sam; ta, którą nazywać muszę żoną moją, przybyła, aby mnie odebrać mienie. I ona starać się a zabiegać będzie...
— A jej to stokroć przyjdzie łatwiej, bo kobietą jest... mówił regent; a tu kobiety panują i rządzą, i one są wszystkiem a my niczem... Starzy czy młodzi gną się przed wszechmogącym uśmiechem, którego odrobina upaja... a nadmiar obmierza...