Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grzech w życiu popełnił: ożenił się ze złą kobietą i nie naszego wyznania; ta do tego przywiodła.
— Kobieta! szepnął regent, zawsze kobieta, począwszy od raju; jestem pewien, że Judasza poduszczyła zła niewiasta.
— Ta kobieta tu jest, i nieomieszka zabiegać pewnie... mówił sługa.
— Piękna? spytał stary.
— Dla złych może piękną być, ale sprośna to piękność! westchnął Eljasz.
— Tem gorzej! spokojnie mówił gospodarz. A rozumna?
Eljasz ramiona dźwignął.
— Na złe chyba, rzekł.
— Wie dobrze?
— Przecież ona nie wiedziała o niczem, tylko o tem co ludzie pleść mogli.
Regent dumał długo.
— Przyjdę, rzekł, o zmroku; czekajcie na mnie, abym nie pytał i żeby mnie ludzie nie widzieli. Nie dla siebie ostrożnym chcę być, mnie wszystko — jedno, — dla was...
Po krótkiem tem porozumieniu się, przeprowadzany przez psy stary sługa, cofać się zaczął. Regent je chustką odpędzał... Ścisnęli sobie ręce i ucałowali w ramiona.
Staruszka u drzwi stojąca, która może coś podglądnęła, odprowadziła teraz Eljasza z oznakami wielkiego poszanowania.
To był pierwszy krok uczyniony w Warszawie, a tegoż dnia Laura w powozie zamkniętym, sama jedna, kazała się wieźć do kasztelanowej. U drzwi kamerdyner oznaj-