Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i porządnym, niezbyt na widoku... Pan Dobek zajął pokój od ogrodu, mając udawać chorego i nie wychodzić wcale... Laura potrzebowała namysłu od kogo począć i od czego wypadało. O przyjacielu ojca nie wiedziała wcale, tego adres miał Eliasz, a widzenie się miało być okryte tajemnicą.
Właśnie rozpakowywano, gdy Eliasz z miasta powróciwszy, podszedł do Laury niespokojny i rzekł biorąc ją na stronę:
— A wie panienka kogo ja tu widziałem?
— Kogoż, proszę? spytała Laura.
— To szczęście, że oni mnie nie zobaczyli, dodał stary — ale trzeba być ostrożnym, wszak to już upiór tu jest?
Upiorem zwano Dobkową. Laura przestraszyła się.
— Ona? tu? jestżeś pewien?
— Ale najpewniejszy! — rzekł Eliasz smutnie: na moje oczy cały obóz ich widziałem, rotmistrza, pannę Różę, Przepiórkę... wielkim taborem przybyli widać swoją sprawę popierać Łaska boża, żem ja ich wprzódy aniżeli oni mnie zobaczyli. Trzeba się mieć na ostrożności, i straże bodaj u drzwi postawić. A nuż się jejmość dowie? A nuż się jej tu nie powiedzie? gotowa na wszystko, nawet przyjść jegomości starego kusić — od czego nas Panie uchowaj!
Laura uczuła mocno ten nowy cios, bo go tak nazwać było można. Bytność Dobkowej utrudniała wielce zachody, starania, samo nawet pokazanie się w mieście, i szczęściem było, że Eliasz pierwszy się o niej dowiedział. Miała ona tu dawne stosunki, któremi pogardzać nie było można... Trzeba więc było do czasu przynajmniej taić się z sobą, pokazywać mało i nie