Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chciał z sobą wziąć bodaj Arona i Eliasza; o Laurze mowy nie było.
— Bezemnie nie pojedziesz tatku, odezwała się Laura — ja muszę być z tobą, mam stosunki, znajomych, mogę się pokazać, gdy ty ukrywać się musisz... Będziemy pracowali razem. Samego cię nie puszczę.
— Ty chcesz jechać? zapytał Dobek.
— Chcę i muszę! zawołała córka, i pochlebiam sobie, że się tam na coś przydać mogę... W potrzebie udam się nawet do pana hetmana, na którego dworze przez kilka dni odpoczywałam, mam ludzi co mi pomoc przyrzekli, co ją dać muszą... Pójdę, choćby do króla samego... Więcej ci powiem ojcze: gdybym miała kogo do boku, zostawiłabym tu ciebie, a jechałabym sama.
— Tak, mnie zostawując, żebym się tu jadł myślami, rzekł Dobek.
— Nie chcesz mi dać jechać samej, a ja ciebie samego też nie puszczę; jedziemy więc oboje, a starania ja biorę na siebie.