Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razy wprzód już bywał. Mokremi a ciasnemi jakby szyje lochów przekopami w ziemi, popodpieranemi gdzie niegdzie, dostali się do drzwi — a przez nie do wielkiej dosyć, sklepionej sali. Przy ścianach jej na półkach ułożone były książki i papiery, zawierające zapewne celniejsze dzieła, akta i dokumenta rodzin i dawnych gmin arjańskich... Po chwili namysłu Salomon niektóre z nich zabrał z sobą... inne na stos w pośrodku rzuciwszy, od latarni ją zapalił. — Stali tam w dymie, nad kupą żarzących się papierów, dopóki ostatki ich nie spłonęły i nie zgasły... Weszli potem do małej, z salą połączonej kapliczki, w której prosty krzyż czarny stał na drewnianym ołtarzu.
Z tarcic wyciosana kazalnica i dwie ławy, na ołtarzu Biblja i kielich zaśniedziały... wszystko grubą warstwą pyłu pokryte — cały przybór kapliczny składały. Stanęli obaj z Eliaszem w progu, jak gdyby duszną odbywając modlitwę...
Dwa czarne wizerunki, z których jeden Secyna z księgą w ręku wyobrażał... zerwane ze ćwieków i oparte o ławę, patrzały na ostatnich nauki swej wyznawców... Salomon głowę schylił przed krzyżem wychodząc... starą Biblję z pyłu otarł i ucałował... Chciał ją może zabrać z sobą, lecz ogrom i ciężar unieść jej nie dozwalały. Znowu więc postawił na niej kielich... i wyszli.
W świetle latarni, nadedrzwiami kaplicy, widać było w owalu obraz Chrystusa i napis u dołu:

Scio cui credidi.


To wszystko zabrało prawie dwie godziny czasu, które Laura spędziła w śmiertelnej trwodze... Wyszli z zamku uśpionego niepostrzeżeni, przebrnęli rynek