Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Posłała po rotmistrza, a ten leżał chory po winie kurował się wódką z pieprzem, ale i to tak dzielne lekarstwo nic nie pomagało — nie mógł nawet przyjść na zawołanie. Pobiegła do niego...
— Wiesz co się stało! zawołała od progu.
— A no, wiem! wiem... Dobek fugas chrustas wykonał... bardzo zręcznie, nigdybym się tego po nim był nie spodziewał... teraz trzeba pono i nam się ztąd wynosić...
— Któż temu winien! krzyknęła Dobkowa, kto? wy! opoje! bibuły przeklęte! Dał wam Aron dyweldreku w winie i piliście go aż wam rozum odebrało, a oni tymczasem sobie spokojnie w drogę się pakowali.
— Moja Sabciu, odparł rotmistrz, bądźże sprawiedliwa. Jam nie sprawiał lusztyku, tylko Żółtuchowski, a gdzie inni piją, żeby znowu nie pić... to nadludzka rzecz!... Cóż asindźka chciałaś! żebym ja sobie dał lać za kołnierz... i żebym innym despekt czynił, a sobie mortyfikację?... Wino było dobre, ale w niego spirytusu namieszali, może być, nie co innego, tylko jakiegoś spirytusu... Że Aron antałek ten dał umyśnie, aby nas popoić... może być, trzeba go okuć.
— Nie ma go dawno... I Wal z więzienia wykradziony.
— Ej! ej! i papiery zginęły, i Wal zniknął! rzekł Poręba; casus fatalis! Jedź jejmość zawczasu do Smołochowa, a i ja się zapakuję, nie mamy tu co dłużej popasać.
Mężniejsza od Poręby pani Dobkowa, poradziła sobie inaczej; wszystek ten sprzęt, jaki jej w nieopieczętowanem mieszkaniu Laury pozostawiono, kazała na