Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przybył pocieszać nie mnie ale zapewne jejmość. No to samże sobie do niej ruszaj, a mniebyś dał święty pokój.
— Pan jesteś niewdzięczny! zawołał Poręba.
— To rzecz wiadoma — rzekł Dobek. Ja jestem heretyk, zbójca, niewdzięcznik i co acaństwo chcecie. Cóż robić? nie każdemu Bóg dał być takim rotmistrzem Porębą — to darmo!!
Skrzywił się gość. Dobek zwrócił się do Żółtuchowskiego.
— A co tam dziś znaleźliście panie komissarzu na moje potępienie? Odkopaliście kaplicę... zbór i co?
— Dotąd nic — rzekł Żółtuchowski.
— A co mi napsujecie ziemi i muru, niech wam Pan Bóg nie pamięta — dodał Dobek.
Popatrzał się na nich obu, kiwnął głową i pożegnał, dając znać, że radby ich widział za drzwiami — Poręba szasnął nogą... Żółtuchowski odchrząknął — wyszli.
— Zacięty stary!! odezwał się komisarz...
Tegoż samego dnia gdy rotmistrz podążył do zamku i miłą zrobił znajomość z Żółtuchowskim, umawiając się z nim o marjasika... poźno w noc dwóch podróżnych zajechało na drugą połowę domu Arona Lewiego.
Gospoda to była murowana, jedna z największych w mieście i miała w pośrodku bardzo obszerną stajnię, a po obu końcach mieszkalne izby. Tych jedną część od rynku zajęła komissja z p. Żółtuchowskim, druga pozostała Aronowi i jego licznej rodzinie. Podróżnych oprócz wieśniaków z przysiółków i agentów Arona z różnych świata stron, nigdy tu prawie nie widywano. Osobliwością też było, że się tu jacyś zjawili i pewnie,