Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po kraju, bo regestr ten już prawie był zapomniany, więc wiele o Dobku mówiono — bardzo fortunnym trafem dobiegła ona do uszu rotmistrza Poręby, wygnanego z Borowiec za owo wtargnięcie się do skarbca. Rotmistrz, któremu ex-kuzynka pomagała, posiłkując mu małemi przesyłkami, pomimo to był w dosyć przykrem położeniu i tęsknił do szczęśliwych dni w Borowcach — dowiedziawszy się więc, iż Dobek został inkarcerowany, że się tam scrutinium nań o kryminały toczy, a jejmość osamotniona bez opieki, oprócz Będziewicza nie ma nikogo, kazał konie zaprzęgać i śpiesznie w pomoc jej podążył.
Właśnie gdy największe ogarniało ją strapienie, Poręba się zjawił. Chciał wprost zajechać do dworu, ale tu pozostawiony ekonom i człowiek do zarządu, odmówili przyjęcia. Zmuszony więc został umieścić się w gospodzie, a osobą swą stawił się zaraz u Sabiny.
Czułe było powitanie... Jejmość rozpłakała się.
— Prawdziwa kara Boża! zawołała witając go — patrz, mój rotmistrzu, do czego to przyszło. Wiesz... te kufry... puste!! majątek skonfiskują... a ja pójdę ztąd z torbami...
— A któż to, moja jejmość, tak głupio tego piwa nawarzył? począł rotmistrz; toć przewidzieć było łatwo, co z tego wyniknie?
Jejmość nie przyznała się wcale, że się przyczyniła znacznie przez nieszczęsnego Przepiórkę do wywołania oskarżeń Wala, a przez papiery wyniesione ze skarbczyka do uregulowania obwinień.
— Proszę cię — wtrąciła znowu — no, ktoby się był spodziewał, że te kuferki próżne będą?
— One chyba są teraz próżne, odezwał się rot-