Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom trzeci 020.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nią a potajemnie pono i pierwszy amant za nią podążył. Niewiadomo jeszcze czyli dowody zdrady jakie miał mąż, lecz człowiek go własny wydał, że żonę, a bodaj i gacha — zamordował.
Dobkowa krzyknęła:
— Jakto zamordował?
— Tak jest — mówił kanonik dalej. Sługa go wydał i miano pochwycić winowajcę, gdy — znikł nagle. Zamalowano sprawę pieniędzmi, podano go za umarłego...
Zduszono wszystko... Tymczasem okazuje się; że syn Salomon ojca tego, mężobójcę, trzymał w lochu zamkniętym lat kilkadziesiąt...
— Salomon! powtórzyła Dobkowa — mój mąż?
— Tak jest... stary niedawno czy zmarł, czy niewiadomo jaką śmiercią skończył, a nie pogrzebione jego ciało złożono w grobach.
Zakryła sobie oczy pani Dobkowa, przypominając ów loszek, który widziała po nocy, i ślad na podłodze, jakby nim coś świeżo do grobów wciągano.
— Oprócz tego — dodał ks. Żagiel — są inne okropniejsze zarzuty. Pod pozorem katolicyzmu kryła się tu od wieków herezya przeciwko Trójcy Św., szkaradny brud aryanizmu, którego zwolennicy sekretni co rok się tu na radę zjeżdzali... mieli tu swe skarby, swe sejmy i obrzydłe obrzędy w kapliczce jakiejś pod ziemią odbywali.
Sąd świecki i duchowny już ma wskazówki dostateczne do poszukiwania występków i ukarania ohydnego kacerstwa.
Wytrwała na wszystko i nieulękła pani Dobkowa, słysząc jednak tak groźne zarzuty i oznajmienie o tem co się na męża jej gotowało, przeraziła się straszliwie...