Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 238.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A Bóg wie, może pod strażą nieboszczyków pieniądze chowa, lecz że je trzyma pod tym kluczem, to pewna... Ile razy ma co wypłacać, kupuje zboże albo smołę, zamyka się, odryglowuje słyszę drzwi żelazne, zapala latarkę i schodzi do skarbca. Ludzie to podpatrzyli i wiedzą o tem dobrze...
Sabinie słuchając oczy się paliły.
— Ale mi się zaklinał, że...
— Bo nie chce grosza puścić z rąk! a wy mu wierzycie...
Och! och! czy jabym go na miejscu jejmości od dawna nie wypatroszył?... a pieniędze wziąwszy pod opiekę, czy jabym tu na tej pustyni siedział? Czy nie moglibyśmy pojechać sobie do miasta i dom prowadzić jak się należy? Jejmość byś jeszcze brylowała i grała taką rolę jakąbyś chciała... jabym u niej marszałkował... I kiedyż używać jeśli nie — póki służą lata?... Że pieniądze są to są, tylko jejmość koło starego chodzić nie umiesz.
Szepnął jej coś na ucho i śmiać się zaczęli... Dobkowa cały ten dzień chodziła, rozmyślając i podpatrując dobrze, gdzie jegomość klucze chowa. Trwożyło ją tylko... a nuż się do grobów dostanie?
Przez dni kilka narady były rozmaite z rotmistrzem, chodzenia, konszachty... Powoływano go po razy kilka i odsyłano precz... Sabina zamyślona krążyła po domu. Plan jakiś musiał być osnuty, gdyż panu Dobkowi dla wilgoci doradzono się przenieść do pokojów jejmości, co on spełnił; potem posługując mężowi i oszczędzając mu fatygi, pani obowiązała się po papiery i rachunki sama schodzić na dół i klucz sobie do mieszkania po kilkakroć powierzyć kazała. W tych krótkich wyciecz-