Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 235.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się dało z włóczęgi, który już od czasu jak list dostał, parę razy sobie podchmielił i w opowiadaniu bałamucił. W miejscu, w którem list ten miał otrzymać, gościniec wielki rozchodził się właśnie jeden ku Litwie, drugi ku Warszawie, tak, że odgadnąć było trudno, którym się udał podróżny, a żebrak sprzecznie opowiadał, że w tę, to że w inną stronę widział go odjeżdżającym. Pan Salomon miał przynajmniej tę pociechę, iż wiedział, że Laura w lasach otaczających Borowce nie zbłąkała się, coby życiem przypłacić mogła.
Jakkolwiek posłanemu do Konopnicy pośpieszać kazano, upłynęło dni dziesięć, nim się go z powrotem doczekano. Z listu pana Honorego, wyrażającego przestrach i boleść niezmierną, łatwo się było przekonać, iż tam nic o Laurze nie wiedziano. Chorąży i jego syn pisali z ubolewaniem największem nad tym nieszczęśliwym wypadkiem, zaręczając panu Dobkowi, że gdyby się tam Laura ukazała; najtroskliwszą nad nią mieć będą opiekę.
Posłaniec tam i nazad wywiadywał się wszędzie po drodze, lecz na żaden też ślad trafić nie mógł.
Tak spełzły ostatnie nadzieje nieszczęśliwego ojca, który codzień chodził do mieszkania córki, i spędzał tam smutny godzinę, jaką był zwykł dawniej z nią przebywać. Rozkazał też, aby pokoje jej w porządku nienaruszonym nietknięte pozostały, zawsze się jeszcze spodziewając powrotu.
Dla pani Lassy nie pozostawało nic oprócz proszenia o dymissję lub oczekiwania na nią. Wybrała ostatnie, gdyż szczerze nie chciało jej się opuszczać Borowiec i trzymała się umowy rocznej z Dobkami, którzy ją do tego czasu utrzymywać byli obowiązani. Nie gniewała