Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 229.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o kobiecie, która znikła, a drugiego roku znaleziono po niej kości tylko i reszty odzieży... Wszystko to rozpowiadali sobie ludzie po cichu... a Dobka dopiero z południa potrafił Eljasz skłonić, by poszedł nieco spocząć do izby, albo się nawet położył.
O jejmości nie pomyślał nikt, i w kuchni dopiero coś nastawiono, gdy się ludzie sami głodnymi poczuli.
Dobrze z południa już powrócił jeden ze stajennych, któremu koń zakulał i opowiadał, że ludzie w lesie nade dniem widzieli konno jadącego młodego nieznajomego panicza, który ich o drogę rozpytywał, mówiąc, że na polowaniu zbłądził. Wedle opisu konia i ubioru, musiała to być Laura... Ludzie się jednak w opowiadaniach różnili, gdyż młodzi przestraszeni tak niezwykłym widokiem jeźdźca w lesie o tej porze rannej, pouciekali od niego jak od widma, i jeden tylko starszy na pytania mu odpowiadał. W tym kierunku pojechało właśnie dwóch ludzi, i spodziewano się, że mogli doścignąć uciekającą, gdyż mieli najlepsze konie. Mała to była pociecha dla nieszczęśliwego Dobka...
Panowie Radwan i Buczyński, doczekali się flaszki wódki, piernika toruńskiego i suszonych śliwek na rożenkach, po których ani pruszynki nie pozostało; wynieśli się wreszcie złożywszy uszanowanie pani, do Arona na szczupaka... Dobek leżał i widzieć się z nim już nie mogli.
Ku wieczorowi żałobny dom począł przybierać spokojniejszą postać; ludzie się porozchodzili... reszta płakała po kątach. Eljasz siedział przy panu...
Już pod noc, po jednemu powracać coraz gęściej zaczęli pogońce. Żaden z nich nie przynosił nic pocieszającego. Niektórzy zapuścili się byli za granicę Boro-