Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

całe me serce, staranie... wszystkie me władze poświęcę... a mam nadzieję, że na jej miłość zasłużyć potrafię...
Laura powitała ją bez uprzedzenia, łagodnie, ale milcząco. Nie było już tu co robić; pani Dobkowa zakręciła się, popatrzała z gniewem na przepychy mieszkania Laury, i rozjątrzona tem, że pasierbicy do niecierpliwości przyprowadzić nie mogła, wyszła trzaskając drzwiami. Dobek wybiegł za nią. Laura została sam na sam przypatrując się koczkodanikowi, który jej zostawiono, a nie czując doń takiego wstrętu i odrazy jakiej się spodziewała, postanowiła sobie z góry być grzeczną, chłodną, nie rozpoczynając wojny, dopókiby do niej nie była zmuszona.
Zdaje się, że pani Lassy też w tej chwili o żadnych krokach zaczepnych nie myślała, tak była zajęta swojemi tłomoczkami, reumatyzmem, dla którego się wilgotnych obawiała murów, i — kotem faworytem, który w koszyku przyjechał potajemnie... Prosiła dlań o pobłażanie.
— On mi poje wszystkie moje ptaszki? śmiejąc się, zawołała Laura...
— Nigdy w świecie! jak żyje żadnego jeszcze nie zamordował! A! toby było okropnie... On tylko śpi i pije mleko z bułką... kochany Mrumru! drogi... pani nie wiesz jak jestem do niego przywiązana. Ostatni przyjaciel!
Laura mimowolnie się śmiała.
Pod tym dobrej wróżby uśmiechem rozpoczęła się znajomość. W pierwszej chwili jeden tylko niedogodny wielce przymiot objawiła przybywająca towarzyszka, to — gadatliwość nieuśmierzoną, niepohamowaną, która zdawała się potrzebą temperamentu, nałogiem,