Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 182.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pokiwał głową.
— Co to śmiesznego? powtórzyła...
— Lorki przeciwko jej woli za mąż nie wydam, rzekł stary, to pewna.
Znowu jakoś zbyt to orzeczenie było stanowcze, żeby jejmość ważyła się wbrew sprzeciwić. Odłożono...
Rotmistrz około dolnych mieszkań błądząc, kilka razy miał ochotę wielką odwiedzić pannę Laurę, drzwi dla niego były zamknięte, a służąca odprawiała go tem, że panna nikogo u siebie nie przyjmuje. U stołu na zapytania pana Poręby nie było nigdy odpowiedzi... Na przechadzkach i w stajni, kędy na nią czatował, nie doprosił się ani wejrzenia, ani słowa...
Jednego dnia, gdy za nią nadążał spotkawszy na przechadzce, Laura obróciła się wreszcie i stanęła oko w oko.
— Czego pan chcesz? spytała.
— Nad wszystko towarzystwa pani i pozwolenia, bym jej mógł służyć...
— Gdyby to towarzystwo było dla mnie właściwe i miłe, mój panie rotmistrzu, odezwała się Laura z szyderstwem nielitościwem: od czasu jak pan tu bawisz, byłabym z niego korzystała. Wybijże pan sobie z głowy to natręctwo, i proszę, daj mi pokój!
— Ale, królowo moja, tylko dwa słówka, rzekł rotmistrz. Pani mnie masz za nieprzyjaciela dla tego, że ja tu z moją kuzynką przywędrowałem, która pani dosyć dokuczyła. Otóż, słowo daję, ja potępiam jej postępowanie, gotów jestem stanąć w obronie pani... zwrócę się przeciwko niej, wystąpię jawnie...
Laura zaczęła się śmiać, zmierzyła go od stóp do