Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnie zamiast ich oddalić od siebie, zbliżało ich i spoufalało. Już drugiego dnia byli z sobą jak brat z siostrą i Laura, potrzebując się wyspowiadać z bolesnego położenia, opowiedziała Honoremu całe swe życie, całą przeszłość szczęśliwą, wszystkie marzenia i trwogi... Tak samo on odmalował jej konopnicki dwór, starego ojca chodzącego o kiju i kuli, Zosię Bułhakównę, proste, dobre dziewczę wiejskie, swe troski gospodarskie... swoje plany przyszłości... sąsiedztwo, życie, zajęcia i kółko, w którem się obracał.
Pomimo, że Konopnica leżała na ustroniu stosunkowo do innych okolic tej prowincji, do której się liczła, jeszcze tam stokroć było życia i ruchu więcej niż w obumarłych Borowcach, więcej stosunków, częstsi goście, szumne zabawy... a coraz nowi ludzie.
Lorka słuchała opowiadań tych z zajęciem, jak rzeczy zupełnie nowych, których się zaledwie domyślała.
Po całych tak dniach gwarzyli przy pannie Henau robiącej pończoszkę i przysłuchującej się także opowiadaniom... Niewinne to były rozmowy... żadne z nich nie pomyślało nawet o zalotnem przypodobaniu się jedno drugiemu, a w końcu jednak... Laura uczuła, że bardzo pokochała tego brata i wiecznie po nim tęsknić będzie, a Honory westchnął potajemnie, dla czego jego poczciwa Zośka Bułhakówna do Lorki nie jest podobna....
Żadne z nich nie dało poznać drugiemu powziętego przywiązania, a po kilku dniach rozdzielić się prawie nie mogli. Lorka zostawszy się sama, tęskniła dopytując, co Honory robi, gdzie się podział, czemu nie