Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 159.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że taki śliczny chłopak, toby się w nim panna Laura pokochać mogła.
— Co za chłopiec! krzyknął rotmistrz: dla acanny śliczny, a to smyk, smyk...
— Przecie tu załogą siedzieć nie będzie, dodała jejmość.
— Ja wprawdzie powiedziałem panu Salomonowi, mruknął rotmistrz, że do domu jadę i przybyłem tylko na wesele, ale jejmość to sama urządź tak, bym został... Poproś mnie dla pomocy twemu staremu, on tu oczywiście sam wydołać wszystkiemu nie potrafi.
Rózia znowu się odwróciła ze śmiechem.
Rotmistrz się groźno zmarszczył.
— Salomon zdaje mi się łagodny będzie i posłuszny, rzekł; wszelako tresować potrzeba...
Gdy ta rozmowa na górze się po cichu odbywała, w dole Dobek chodził jakby przerażony po swej izdebce... w progu stał Eljasz i rozpowiadał mu coś po cichu. Pokłonił mu się do kolan, gładząc głowę.
— Służyłem jegomości, panu memu wiernie do siwego włosa, odezwał się łzy mając na oczach... nadszedł ten wiek, że mi się chleb łaskawy od was należy... Nie podołam, drogi panie, a szczególniej przy nowej pani, która młodą jest i innny rząd zaprowadzi w domu. My tu byli do starego porządku nawykli, to się wlokło jako tako – dalej, dalej... człek nie wydoła, a i siebie gryźć będzie, i drugim niedogodnym się stanie mimowoli.
Skłonił się do kolan.
— Łaski jaśnie wielmożnego pana proszę... puśćcie mnie.
Dobek przystąpił doń żywo, obie ręce kładnąc mu na ramionach.