Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 153.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Grzeczność trochę była wysmażona, ale i pan Honory zmięszany jąkał się, tak go Lora zachwyciła. Ubrana była czarno jak wczora, dała sobie bowiem słowo nie nosić barw innych, na głowie miała lekką chusteczkę zawiązaną pod brodą, na nogach buciki węgierskie... a taka szykowna była i piękna choć smutna, a tak ta piękność szlachetna była i niepospolita, że w niej starą krew i ród łatwo było poznać.
Skłonił się Honory.
— Szanowny kuzynie, odpowiedziała Lora ośmielona, zmiłuj się słodyczami mnie nie karm. Jestem prosta dziewczyna, Poleszka, i do razowego chleba nawykłam. Ten najzdrowszy.
Honory się zarumienił...
— Proszęż mi pozwolić swoją faworytę zobaczyć, odezwał się wesoło, — ja konie namiętnie lubię, a to śliczna istota...
— Prezentuję, nazywa się Munia Radziwiłłówka, zawołało dziewczę, czyż nie piękna? Patrz pan jak mu się przygląda i wącha... czy nie obcy. Nie bardzo się pan zbliżaj, mnie ona całuje, ale nieznajomych kąsa.
— Ręczę kuzynce, że ona mi się da pogłaskać! rozśmiał się Honory, i wołając: Munia! Munia, do strzygącej uszkami, powoli z wyciągniętą ręką przystąpił. Miała się faworytka na baczności, srożyła nieco z razu, chrapnęła, potem wyciągnęła szyję, poczęła wąchać przybysza i położyła mu głowę na ramieniu. Byłto najwyższy dowód łaski. Zazdrosna trochę Laura zdziwiła się i zarumieniła.
— Widzisz pani! poznała we mnie przyjaciela koni, a przeczuła może przyjaciela domu... rzekł Honory