Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 099.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub czynności jego sobie tłómaczyć? Bywało bardzo często, że się na znaczną część dnia oddalał, dla widzenia potaszarni, liczenia sążni łuczywa, na biudiugę i t. p. Mógł więc i teraz pojechać sobie do Smołochowa... bo wprost miał godzinę drogi... dwie tam i napowrót, a parę jeszcze na miłą konwersację z wdową pozostawało...
Starego Eljasza zawołał.
— Słuchaj mój stary, rzekł: trzeba, żeby mi było naprzeciw... krzyża, około mogiły tatarskiej, zawsze dobre czółno lub obijanik do przewozu... dzień w dzień, bo niewiadomo kiedy go będę potrzebował. Przewoźnikowi policzy się za każdy dzień dwa dni... Za rzeką mieszka Fedor leśniczy zaraz od skraju, ma on konie?
— Dwa, dwa i dobre... rzekł Eljasz potakując sobie starą głową, którą muskał gdy mówił.
— Fedorowi nakazać, żeby konie miał zawsze gotowe do wózka... Rozumiesz... to mu się zapłaci... Mnie tam po lasach kradną, trzeba się pilnować. A Fedor milczeć umie?
— A jakżeby nie umiał? odparł Eljasz; u nas to przecie zaprowadzenie takie.
— I powinno być, język trzymać za zębami, rzekł Dobek gorączkowo jakoś. Eljasz mi to urządzi tak, aby we dworze żywa dusza nie wiedziała... Żywa dusza! aby się nikt nie domyślił! ani Aron, ani panienka, ani panna Henau... nikt.
— A jak nikt, to już nikt! powtórzył Eljasz.
— Kiedy to może być? zapytał Dobek.
— Od jutra, jaśnie panie...
— Pewno?
— Niezawodnie, tylko ja dziś w wieczór służyć nie