Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja ją czytam... codzień! odparł Dobek. Przecie żem nie stał się niewiernym wierze moich dziadów, anim odstępcą się stał od prawdziwego wiernych kościoła... od kościoła braci mej żywej a umarłej...
— Cóż potem? czytasz usty! rzekł starzec. Rękę mi daj! chodź! toć będzie lekarstwem... pójdź do tych, z któremi ja żyję i obcuję codzień... oni ci powiedzą za mnie co czynić masz... Chodź zemną!
Posłuszny staremu, acz z widocznym wstrętem, Salomon rękę podał ojcu... który się zwiesił na jego ramię... za framugą w głębi było lekkiemi drzwiami ledwie przemkniętemi zakryte wnijście... Po za niem ciemniej było... Okna mniejsze wpuszczały od góry tylko trochę słabego światła... Daleko w mrok ciągnęły się sklepienia oparte na grubych nizkich słupach...
Tu nie było posadzki, tylko gruba warstwa piasku, w której nogi tonęły głęboko. W lewo i w prawo przy ścianach stały trumny, sarkofagi i monumenta rzeźbione z marmuru i porfiru, tablice z napisami... urny z popiołami... od małej trumienki dziecięcia aż do olbrzymiej rycerza pierwszych wieków, stały rzędami coraz inne, na pół rozsypane... całe... rozbite i kośćmi sterczące... Niektórych otwartemi boki sypały się kostki i reszty zbutwiałych sukień.. Nad jednym z grobowców wykuty z białego marmuru kościotrup z kosą i klepsydrą zdawał się panować górując po nad cmentarzem...
Szli w milczeniu... Starzec oglądał się i mruczał imiona i pozdrawiał śpiących towarzyszów a praojców; czasem uśmiech prześliznął mu się po wargach... Doprowadził tak powoli syna aż do drugiej izby oddzielnej, gdzie trumny nowe były... Przy jednej z nich na