Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



IV.


Z Borowiec do Smołochowa, było drogą urzędową, szkaradną i zapuszczoną, lecz opatrzoną w wizerunki jakichś mostków i podobieństwa grobelek, mil dwie drogi, które wymagały trzech godzin czasu... bo pośpieszać po wybojach i dziurach nie było sposobu. Droga ta przed wieki jeszcze wyłożona, okrążała ogromne błota i ługi, a po lesie kręciła się fantastycznie; w istocie zaś Smołochów nie leżał tak daleko, i pani Noskokowa utrzymywała, iż gdy na nabożeństwo dzwoniono w Borowcach, a czas był spokojny, doskonale słyszała dzwony z ogrodu za dworem. Mappa też, którą rozpatrywał pan Dobek, dowodziła, że na prost przez rzekę się przewiózłszy, lasem, w godzinę dostaćby się można do sąsiadki.
Wabiła go ta sąsiadka! Wróciwszy do domu, pokoju nie miał, a choć się przed córką i ciocią z odwiedzin spowiadać nie chciał, choć przed Arona badawczem okiem krył się, zupełną udając obojętność, pan Dobek zajął się mocno panią Noskową.
Pierwszym skutkiem tego była ślepota. Nie widział jej zalotności, nie z serca, ale z rachuby płynącej, niezręcznej, pośpiesznej, nie mogącej złudzić nikogo... kłamał sam przed sobą... Dom bezładny, niemiły,