Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dochodziło... W kwadrans go znowu oczarowała, a że śmielsza była daleko... uczyniła postępy nadzwyczajne. Staremu wino francuzkie, którem go poczęstowano, nietyle szło do głowy, ile urok tej niewiasty... Spojrzenie i uśmiech, których z razu unikał, teraz go tak ciągnęły i tak mu się stały miłe, iż oczu od czarodziejki oderwać nie mógł. Jak na złość rozmowa sam na sam przeciągała się ciągle, gdyż rotmistrz w ganku z kuzynką na ławce usiadł... i do pokoju wracać nie śpieszył. Słychać tylko było przez otwarte okno śmiech jego rubaszny a przykry... prawie do rżenia jakiegoś zwierzęcia podobny, i świszczące śmieszki bladej panienki.
Rozmowa ciągle się niby obracała około interessów wdowy, bolejącej nad swą niedolą. Dobek pocieszał i upewniał... Dano wreszcie do stołu i poszli na przeciwek do jadalni.
Wdowa podała mu rączkę, ową wytoczoną a białą, która jego drzącą a chudą... cisnęła mocno do siebie... Nie on ją, ale ona jego wiodła do stołu pomaleńku... korzystając ze zblizenia... szepcząc doń coś, aby twarz niemal przysunąć do twarzy, schylając się... słowem obchodząc się w sposób najokropniejszy ze swoją ofiarą.
Panu Salomonowi serce biło wściekle i w oczach się mąciło... nie poznawał sam siebie... Pani Sabina coraz była weselsza... Posadziła go tuż przy sobie i zajęła się nim wyłącznie. Do stołu przybył naturalnie rotmistrz, który siadł z drugiej strony pięknej wdowy, panienka blada, która się przysunęła do Dobka, i officjalista, człek młody, bardzo piękny, postawy męzkiej z blond wąsikiem... skromnie lecz starannie ubrany... Przy nim niemłoda już druga kuzynka jejmości, osoba