Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cy na prędce chwytał i zabierał. Z wczorajszego dnia pozostały tu ślady jakby dosyć ożywionej zabawy... szklanki i butelki, taca z resztkami ciasta... gitara na sofie...
W ogóle mieszkanie mówiło o nieładzie domu i nierozwadze gospodyni. Godzina była spóźniona, służba powinna była mieć czas do uporządkowania. Uderzyło Dobka i to, że owa smutna wdowa i sierota musiała tu przecież nie dawniej niż wczora przyjmować jakieś ożywione towarzystwo. Krzesła nawet stały w ten sposób jeszcze, że zdało się widzieć na nich kilka osób, które żywą musiały być zajęte rozmową. Co najwięcej wszakże zdziwiło pana Dobka, to szabelka nową fozą z eleganckiemi rapciami i czapeczka modna z piórkiem przy rękawiczkach na stół rzucona...
Dość nierychło wbiegła najprzód młoda panienka w pośpiesznie widać narzuconym stroju bardzo wykwintnym i jaskrawym, z kilku niepotrzebnemi muszkami na twarzyczce jeszcze prawie dziecięcej a już uwiędłej, która się żwawo zaprezentowała jako kuzynka gospodyni, przepraszając gościa, iż sama pani dotąd nie była ubrana, lecz że natychmiast służyć będzie... Oznajmiła ona też o niespodzianem przybyciu krewnego pani Noskowej rotmistrza kawalerji pana Poręby... z którego powodu, ponieważ właśnie był nadjechał wczora wieczorem, taki nieporządek panował w domu. Panienka owa ciekawemi bardzo oczkami prześwidrowawszy na wylot milczącego i zmieszanego pana Dobka, zaczęła podrygując na trzewiczkach z wysokiemi korkami układać nieco rozrzucone rzeczy i ścierać fartuszkiem... pyły. Ala zarazem nie zapominała o gościu, ku któremu zwracała się sznurując usteczka,