Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lasy wypalone i przecięte... Wiekuiście taż sama Polesia fizjonomia. Tu tylko rodzaj portu czyli bindiugi ożywiał nieco wybrzeże... Po za dworem czyjaś ręka zasadziła była kilka świerków, które wyrosły na olbrzymy i czarnemi słupy jakby żałobnym okryte kirem otaczały szarą budowę... Z między nich gontowy daszek kapliczki z krzyżykiem wyglądał. Gdy wóz pana Dobka wjechał w dziedziniec, widać było jakąś bieganinę około domu... przy folwarku... coś zabielało w ganku i znikło... a wysiadającemu drzwi otworzył chłopak do izby w lewo, zapowiadając, ze pani natychmiast służyć będzie.
Nim to nastąpiło, miał czas pan Salomon rozpatrzyć się w mieszkaniu, które mu się dość osobliwie urządzonem zdało, po jego staroświeckich komnatach. Tu wszystko było świeże, nowe, wytworne na oko a niewiele warte. Sprzęty snadź sprowadzane z Warszawy, połyskiwały blaszkami bronzowemi niewielkiego smaku... kanapki i sofy okrywały pstre materyjki kwieciste, pełno fraszek zapylonych stało na gierydonikach wyglądających słabo i krucho; był i klawicymbalik, były i krosienka, ale to wszystko w ogóle, jak i kwiatki na oknach, wielce zaniedbane, dosyć zbrukane i prochem okryte.
Niedobrze się też ta, jakby pożyczana, elegancja świeża godziła z samym domem po prostu skleconym, z pułapem, którego belki świeżo płótnem podbitem okryto, z niezgrabnym kominem i podłogą z tarcic sosnowych, którą próbowano powoskować i zaniedbano. Pokój był obszerny, a że się w nim tego dnia może nie spodziewano gościa, wśród eleganckiego sprzętu dość było rupieci porozrzucanych, które teraz dopiero służą-