Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I dodała błagając:
— Poszlej jej pieniędzy... poszlej co zechce... mamy ich dosyć...
— Nie tak wiele jak ci się zdaje! zawołał żywo skąpiec.
Lorka pogroziła mu palcem.
— E! ja wiem! ja wszystko wiem! ale niech to będzie tajemnicą...
— Wszystko co jest to dla ciebie.
— A ja wszystkiego wyrzekłabym się, tylko żebyś ty mi został, żeby mi ciebie nie chcieli odbierać ludzie, żeby nikt obcy... nikt obcy nie wcisnął się między nas dwoje...
Smutnie zwiesiła główkę.
— Mam okropne przeczucia... od tego dnia, gdy to widmo tu cicho weszło i stanęło w domu... czarne widmo...
— Moja Lorko!.. ty przerażająco jesteś temi bajkami z książek obałamucona... Śni ci się co czytasz... lepiej biegaj, graj... śpiewaj...
— Ale jam nie przeczytała o niej, ona mi stanęła tam... (wskazała ręką drzwi)... jak groźba jakiejś strasznej żałoby...
Wzdrygnęło się dziewczę...
— Wiesz co Lorku, poważnie i sucho rzekł ojciec: na ten raz muszę ci się sprzeciwić, bom słowo dał; lecz bądźże spokojną! to będzie raz pierwszy i...
Miał domówić: ostatni, gdy weszła ciocia Henau, która z drugiego pokoju całą słyszała rozmowę.
— Lorka ma główkę przewróconą!.. po co to ojca straszyć i zniechęcać!. moja Loro!.. cóż ci znowu?