Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzka dobyła. Laura siedziała w ogromnym fotelu, z wielką książką na kolanach... głowę miała wspartą na poręczy i włosy w nieładzie... Biała jej sukienka potargana bieganiem, szeroka, spadała do koła na ziemię w bogatych fałdach połamana.
Zobaczywszy ojca w progu, rzuciła książkę bez ceremonii na ziemię, z wielkim trzaskiem starych jej drewnianych okładek; zeskoczyła z fotelu, podbiegła ku niemu i uczepiła mu się na szyi. Dobek pocałował ją w czoło, pogłaskał ręką drżącą i coś zamruczał niewyraźnego...
— Otóż widzisz, rzekł spoglądając na foliant leżący na ziemi: nie masz jeszcze pulpitu do tych ogromnych utrapionych tomów... które ci kolana pokaleczą... Niechże Aron postara się, żeby z Gdańska piękny przywieźli... jak należy dla Lorki...
— Ale niech będzie na kółkach! dodało dziewczę, bo ja mu nie dam stać na miejscu...
To mówiąc pobiegła do kwiatków leżących na stole, i piękny holenderski gwoździk wpięła ojcu w pętlę od szarej kapoty...
— Jak to mnie staremu przy kwiatku! rozśmiał się Dobek: tobie to z nim do twarzy, bo ty sama jesteś kwiatem... a ja grzybem...
Potrząsł głową.
— A wiesz ojcze... przerwała nagle: gdybym ci pokazała śliczny jak najpiękniejszy kwiat grzybek ponsowy, aksamitny, który przyniosłam z lasu... tobyś dopiero się przekonał, że i grzyby piękne być umieją... wykwitał tak jakby z gałązki...
Dobek usiadł na krześle, obejrzawszy się czy na niem co nie leży.