Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wystawiony pokusę... Choć niepobożny, mimowoli z Ojcze nasz, przypomniał sobie prośbę: I nie wódź nas na pokuszenie... Oprócz tego przychodziło mu na myśl, iż musiało być we zwyczaju gościa, a zwłaszcza pupilkę, czemś przyjąć i ugościć? Zrobiła mil okrutnych dwie ze Smołochowa do Borowiec, miała przed sobą powrót ku wieczorowi po tych samych groblach i wybojach, godziło się coś na stół postawić.. Myśl ta upiekła go, wstał z krzesła.
— Niechże pani dobrodziejka spocznie, rzekł: ja w tej chwili powracam... Skłonił się i wyszedł drepcząc pośpiesznie w lewo ku mieszkaniu cioci Henau...
Wdowa za wychodzącym popatrzała wzrokiem badającym i rozjaśnionym; potrzebowała nawet chód jego poznać, bo i ten ją czegoś o charakterze mógł nauczyć. Czyniła to instyktem, a instynkt miała szczęśliwy...
Dodajmy dla objaśnienia, iż ta nieszczęśliwa wdowa, nim się ośmieliła przybyć do Borowiec, dowiedziała się jak najdokładniej wprzódy od księdza Żagla, który ze mszą do smołochowskiej kaplicy przyjeżdżał: o położeniu, charakterze, niezmiernych bogactwach, sposobie życia, o wszystkiem o czemkolwiek tylko można się było poinformować od niego, o panu Salomonie Dobku... Widzenie i rozmowa dopełniały dla niej skreślonego wizerunku. Nie miała zapewne innych zamiarów nad zyskanie sobie pomocy i opieki; dopiero tu przypatrzywszy się staremu i czytając jego pomieszanie, odkryła, iż mogłaby o coś się więcej pokusić. Myśl ta zarysowała się z razu mglisto i niewyraźnie, lecz wkrótce wystąpiła jaśniej, i Sabina powiedziała, uśmiechając się do siebie: Któż wie? trzeba próbować...