Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom pierwszy 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i ślicznej kształtnej postawy, ciemnych oczu i włosów, kobietą w kwiecie wieku i wdzięku. Oko znawcy nie znalazłoby w niej może żadnej z tych cech, któremi Bóg znaczy wybrane swoje, ale też nie wyszukałoby skazy. Piękność była regularna choć pospolita nic w niej uderzającego nadzwyczajnością, nic rażącego brakiem harmonii... Jak z jednej sztuki bronzu ulana, zręczna, silna, z energią na czole, z oczyma pełnemi rozumu i ognia razem, przypominała piękną karyatydę grecką, która dźwignąć może gmach, ale nie ma skrzydeł, by się nad ziemię podniosła. Niepospolita była to piękność, — a przecież nic nie mówiąca, twarz spokojna zdawała się zagadką marmurową, wszystko z niej mógł uczynić artysta, ale czem ona była sama z siebie, nie mówiła. Czarny ubiór wdowi Sabiny podnosił wdzięki jej postawy, cery i twarzy.
Długa suknia, czarny kwef okrywający włosy, szeroka chustka z koronkami, którą zarzuciła na ramiona, drapowały ją pięknie bardzo...
Wszedłszy do parlatorium, postała chwilę zdumiona, rozglądając się po ścianach, sprzętach, wizerunkach... nie śmiała się ruszyć, badając drzwi jedne i drugie zaparte jakby na wieki... Na zamku cisza panowała uroczysta... przez okna, których szyby lata długie spaliły, mało co na zewnątrz widać było.
Jeszcze się tak rozpatrywała Sabina wśród izby, w której oddychać jej było ciężko, gdy usłyszała hałas i śmiech za drzwiami przeciwnemi tym, któremi weszła, potem lekki bieg w przyległem mieszkaniu, klamka żelazna zadrgała, otwarło się pół podwoi, i blondynka złotowłosa, biała, różowa, z wielkiemi oczyma niebie-