Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 252.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lassy odchodziła dygając... widocznie upojona swoim nieszczęśliwym losem...
Honory zostawiwszy ludziom rzeczy i polecając im pilność koło nich, dopókiby nie wrócił, nie czekając chwili, pośpieszył na ulicę Długą. Drzwi zastał zamknięte... dobijanie się do nich sprowadziło nareszcie służącą.
Chciał wnijść, zaparto mu drogę.
— Niemożna! nie wolno! zawołała sługa przestraszona.
— Pani jest?
— Pani nie ma...
— Gdzież jest pani?
— Ja nie wiem... ja nie mogę... ja nie puszczę! rozpaczliwie poczęła obraniając wnijścia, snadź odprawą Lassy przestraszona sługa... Pani nigdy i nikogo nie przyjmuje! Tak powiedziała...
— Ale ja jestem jej bratem! ja wnijść muszę, nie ustąpię! zawołał Honory...
Głosy u drzwi wreszcie stały się tak wrzawliwe, że z całego domu poschodzili się ciekawi. Drzwi od saloniku otworzyły się, i w progu z groźnym twarzy wyrazem, stanęła Laura...
Zobaczywszy Honorego, z okrzykiem rzuciła się ku niemu, mimo woli... jakby na wszystko zapomniawszy...
Rzuciła mu się na szyję.
— To ty! mój Honory! a! jakżem szczęśliwa!
— Tak, ja jestem, zawołał wzruszony chorążyc, i przybywam, Lauro — po ciebie...
— Po mnie?
— Tak jest, po ciebie! Musimy jechać, musimy ojca ratować!

KONIEC TOMU DRUGIEGO.