Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 250.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto? jakto? spokojnie spytał hrabia, nic nie rozumiem...
— A ta! ta wasza admiracja! ta śliczna Laura! szatan wcielony wypędziła mnie...
— Imię tedy ma Laura... a brat?
— Nie ma żadnego brata! przebiera się po męzku!
— Byłem tego pewien! krzyknął hrabia. Cóż to? kto to? zkąd?
Już po raz drugi tego dnia, tylko złośliwiej teraz poczęła Lassy opowiadać histoję swej ex-wychowanicy.
Hrabia słuchał z wielką uwagą.
— Hm! odezwał się, pani już z nią nie będziesz?
— Z nią nie, ale jak cień za nią włóczyć się będę, aby jej zawadzać, dokuczać... szkodzić, mścić się.
— Wiesz pani, rzekł hrabia chłodno, rola to przykra, ciężka i prowadząca do żółtaczki. Jabym nie radził.
— Ja panu być mogę pomocną, przerwała Lassy... Hrabia skrzywiony popatrzał na nią.
— Za informację składam pani dzięki, odezwał się hrabia Artur, ściskając jej rękę tajemniczo. Co się tycze pomocy, przepraszam panią, ja nie zwykłem jej żądać od nikogo w niczem. Byłem ciekawy tej egzystencji dwu-osobowej... nic więcej...
Ukłonił się grzecznie: — Żegnam panią.
Pozostawszy wśród alei, Lassy pogniewała się na niegrzecznego hrabiego, gniewała się na cały świat... a wreszcie domyśliwszy się, iż to do niczego nie prowadzi, zawróciła nazad do swych tłomoczków na Marywilu.
Tu w podwórzu spotkała się z bryką, w której sie-