Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 245.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się zaraz zamknęło, śmiał się wielce, widząc ją mimo woli spuszczającą się na dół z nim razem...
W końcu przebrało się zabawek, a zacny gospodarz był pewien, że wypuszcza ją zachwyconą, pożegnał więc polecając swą sprawę łaskawej opiece...
Lassy rada, że się staremu dziwakowi przypomnieć i coś utargować od niego mogła, opuściła pałac w bardzo dobrym humorze...
Było z południa, gdy powróciła na Długą ulicę... Zdziwiła się niemało postrzegłszy przed domem stojący bardzo wytworny powóz i służącego w herbowej liberji. Wbiegła co najprędzej na górę, i nie zrzucając nawet ubrania rannego, chcąc co najrychlej ciekawość gorączkową zaspokoić, otworzyła drzwi saloniku.
Laura w męzkiem ubraniu stała w nim wsparta na poręczy krzesła; przed nią z bukietem w ręku, wystrojony, tylko co przybyły hrabia Artur, prawił dosyć pomieszany, niewiadomo komplement czy orację. Otwierające się drzwi mu przerwały... Lassy dygnęła... spojrzawszy na Laurę, która twarz miała ironicznie uśmiechniętą.
— Bardzo mi żal, że pan hrabia siostry mojej nie znalazłeś w domu! Lecz w jej imieniu muszę oświadczyć, że wdzięczna za sympatję dla jej gry okazaną, byłaby wielce skłopotana, gdyby jej miano oddawać wizyty... Mieszkamy... sami.
Hrabia słuchał, patrzał, widocznie walcząc z powątpiewaniem...
— Gdyby też kiedy można, odezwał się, choć na minutę pana z siostrą razem zobaczyć! zawołał. To osobliwsze podobieństwo...
— I twarzy i charakterów, rzekła Laura, myślimy,