Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 235.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chciwi wszelkiej zabawy dworacy, zawczasu się tą dobrą cieszyli nowiną i przyklaskiwali szlachetnej myśli królewskiej.
Obok tego, zagadkowa Paulina była przedmiotem najrozmaitszych domysłów... W niedostatku rzeczywistych wiadomości, krążyły najniedorzeczniejsze przypuszczenia i przeróżne odgadywania. Hrabia Artur, który winien był cioci kasztelanowej, że przedstawieniu mógł być przytomny, wygadawszy się z tem, że osobę widział, że ją — niby znał, został oblężony... Widocznie jednak najmniejszej nie miał ochoty udzielać tego co wiedział lub raczej czego się domyślał tylko. Gra dzisiejsza podwoiła wrażenie, jakie na nim uczyniła Paulina; nie przyznawał się do tego, lecz był mocno nią zajęty, czego się sam nawet przed sobą wstydził.
— A zatem, kochany hrabio, mów, podziel się z nami? Któż ona? kto? zapytywano do koła.
— Tyle tylko wiem ze spotkania z nią u ciotki, odparł hrabia Artur, który nie bardzo innych chciał zaciekawiać, sam będąc nią mocno zajęty: tyle wiem, że panna piękna, śmiała, dowcipna... i oryginalna bardzo.
— A więc panna! a nazwisko?
— Doprawdy zapomniałem, rzekł hrabia, zdaje się, że jest na opiece brata, który do niej podobny jak dwie krople wody.
— W każdym razie niezbyt ostra to opieka, jeżeli siostrze dozwala grywać na teatrze.
— U mojej ciotki i u księżnej, toć przecie niczem nie grozi, przerwał hrabia.
— Więc bywała u kasztelanowej?
— Tam ją spotkałem...