Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 234.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To coś bardzo dziwnie i zagadkowo wygląda, rzekł król, mogę jednak pani zaręczyć, iż tu nikt z nas mężczyzn ani może na chwilę powątpiewać, iż piękna Paulina ma pełne prawo do tego stroju, który włożyła...
— Ale i ja patrząc dziś na nią, nie wątpiłam widząc ją na scenie, odpowiedziała kasztelanowa, że jest niewiasta; zbałamuciła mi siostrzeńca nawet... a jednak...
— To tylko pewna, że artystka doskonała, dokończył król; a że jej powinszować ani podziękować sam nie mogę, bądźże pani tłómaczem wysokiej estymy, jaką dla niej powziąłem, i chciej w mojem imieniu prosić, by rodzącej się nie opuszczała sceny.
— To tylko bieda, N. Panie, rozśmiała się tłuściuchna pani, wstając, bo już króla niespokojne oczy ścigały, domagając się powrotu jego do towarzystwa, to bieda, że z taką główką płomienistą, trudna rada... Chłopak czy dziewczyna, okrutnie to snadź samowolnie i niecierpiące przymusu...
— Lecz na pociechę naszą... znać, że ją teatr ciągnie i że scenę lubi... więc choćby uciekła od niej, powróci, a od czegóż Bogusławski? To jego rzecz... uprosić tak szacowny subjekt...
To mówiąc, król do towarzystwa powrócił, wśród którego słychać było tylko krzyżujące się zdania o grze artystów, o Polyeukcie, o pięknej Paulinie, i o najmilszej niespodziance, jaką księztwo uczynili królowi, który im całą swą wdzięczność oświadczał.
Wieścią najgłówniejszą tego wieczoru było, iż skutkiem próby tak świetnej, król niezmiennie postanowił dopomódz do założenia teatru, który na placu Krasińskich w wyrestaurowanym gmachu miał się osiedlić.