Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego aktu „Polyeukta,“ który był na próbę przeznaczony, gdy Laura czarno, ale z wielkiem staraniem ubrana, ufryzowana, piękna jak nigdy może nie była, weszła do salonu... Kasztelanowa nie poznała w niej z razu pana Wawrka Borowieckiego; zdawało jej się, iż służba zapomniawszy o zakazie, wpuściła jedną z pań jej znajomych...
Wpatrzywszy się dopiero gospodyni, rozpoznała Laurę, lecz tak była zdumiona przemianą jej w kobietę, swobodą i wdziękiem ruchów, tem czemś niewieściem, czego nikt wynaśladować i przejąć nie potrafi... iż się prawie ulękła jakiegoś czaru. Patrzała na idącą powoli, uśmiechniętą smutnie, poważną a śmiałą razem... a tak uroczo i tak odmiennie piękną, nie mogąc pojąć, jakim cudem nową przybrać mogła naturę.
Nie podejrzewała ona nigdy, zręcznie rolę mężczyzny odegrywającego Wawrka, o przebranie; dopiero w tej chwili uczuła, że tamto było fałszem, a to prawdą. Zdumiona, doznała razem jakiegoś przykrego wrażenia. Któż to mógł być ta kobieta, ten mężczyzna, ten zuchwalec, który się wcale nie mieszał tem co czynił... i zdawał nie dbać o wrażenie, jakie sprawi?
Zbliżywszy się do kasztelanowej, Laura stanęła, ugięła się nieco, i z trochą wzruszenia pocałowała ją w rękę zarumieniona.
— Oto jestem! zawołała...
— Ale któż ty jesteś? odparła kasztelanowa jeszcze z podziwienia wyjść nie mogąc. Kto jesteś? To są doprawdy czary... ja się już ciebie boję...
Bogusławski stał na stronie uśmiechając się radością artysty, który ogląda dzieło sztuki... widział w niej