Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie dolegało sumienie, gdyby z bohaterami poganami miał do czynienia.
Tragedja też ta, jakkolwiek trudna, jakkolwiek konwencjonalna, pięknych uczuć i dramatycznych sytuacji szeroką dawała skalę, dla aktorów korzystną...
Z wielkiem podziwieniem kasztelanowej, pan Wawrek Borowiecki śmiało się podjął roli Pauliny.
— Miły mój kawalerze, odezwała się tłuściuchna gosposia z uśmiechem: ale pozwól sobie powiedzieć, że ty w sukni kobiecej chodzić nie potrafisz nawet...
— Spróbuję, rzekł Wawrek skromnie (było to już po odjeździe chorążyca), a jeśli pani pozwolisz, to na próbę w sukni niewieściej przyjdę.. tu... jeśli nikogo nie będzie.
— A! przyjdź, proszę, to się wyśmienicie ubawimy! Nie będzie nikogo oprócz Bogusławskiego, mnie... i tego chłopaka wychowańca hetmana... którego tu już widziałeś.
Laura skłoniła się nie odpowiadając nic. Gospodyni zawczasu cieszyła się tem, jak ten chłopak niezgrabnie z razu w sukni kobiecej wyglądać będzie. Oczekiwała tego wieczoru z niecierpliwością... wyglądała go niespokojna.
Laura gorączkowo, jak mówiła, bawiła się tem wszystkiem, nawet bałamuceniem Georges’a, którym rzucała na wsze strony... dając mu to uśmiech, to gniew, to wejrzenie słodkie, to groźne, i śmiejąc się z wrażeń, które wywoływała. Nie był dla niej niebezpiecznym wcale, lecz ona nie litowała się nad tem, iż go o szaleństwo przyprawić mogła.
Bogusławski, Georges i kasztelanowa byli już wszyscy zgromadzeni w saloniku i przeglądali wyjątek ze czwar-