Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Macocha tom drugi 188.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzę w nie i podzielam, i współczuję, i radabym skrócić ich cierpienia...
Honory stał, słuchał i gniew razem a śmiech go porywał. Takiej powiernicy nie spodziewał się wcale...
— Przepraszam panią, odezwał się, iż zrazu nie dobrze wyrozumiałem... Byłbym w istocie bardzo jej wdzięczny, gdybyś mi pani dopomódz mogła do namówienia Laury, aby wróciła do ojca... przejednała się z nim.
Lassy spojrzała złośliwie....
— Pan mi nie ufasz... zawołała, muszę więc jasno się tłómaczyć... Pan się w niej kochasz... ona się w nim kocha, jesteś żonaty... ale przecież teraz rozwody codzień dają... możecie się pobrać.. Laura bogata... ojciec zezwoli na wszystko.
Honory zbladł z gniewu.
— Mylisz się pani, zawołał, kocham ją jak siostrę, ona ma dla mnie przywiązanie brata... na tem koniec...
Lassy wstała rozgniewana także.
— Ciekawam, rzekła, na czem się to skończy! zabawna rzecz! Brat i siostra.. brat i siostra... Jabym przecie bratu i siostrzyczce przydać się na coś mogła, niech mi pan wierzy...
— Dziękuję pani za jej dobrą wolę dla mnie, ale, niestety! korzystać z niej nie mogę...
— Tak? Szkoda! może pan później żałować, lecz, wolna wola. A, jeśli spytać się godzi, więc jakież projekta, powrót na łono kochającego ojca? cha! cha! ale ona nigdy się na to w świecie nie zgodzi!... Widzi pan... ja panu powiem, bo świat znam doskonale, zostanie z desperacji aktorką i pierwszy lepszy amant teatralny... rozumie mnie pan? Scena nie daje spo-